Najdłuższa podróż

"Spróbuj chociaż raz north-westowe przejście zdobyć ~ Znajdź miejsca gdzie zimował Franklin u Beauforta Wrót ~ Wykuj własny szlak przez kraj dziki i surowy ~ Przejdź drogą Północ-Zachód poza lód..."*.

Recenzja: Terror, Dan Simmons

Sir John Franklin, „człowiek, który zjadł własne buty”, należał do tego gatunku ludzi, o których mówi się: miał duszę podróżnika i odkrywcy. Znaczy się, szaleniec. Pierwszą wyprawę w okolice Arktyki odbył w 1818r., wtedy jeszcze pod dowództwem Davida Buchana. Zafascynowany nieznanym lądem już rok później poprowadził blisko czteroletnią wyprawę lądową na północno-zachodnie terytoria Kanady. Przeżyła ją niecała połowa ludzi, których ze sobą zabrał. Tylko dziewięciu skrajnie przemarzniętym i wyczerpanym podróżnikom, w najgorszych momentach żywiących się… własnymi butami (sic!), udało się wrócić. To właśnie wtedy Franklin zdobył swój sławny przydomek.

Terror

Ilustracja z "The Illustrated London News", #394, 13.10.1849r.

Myślicie, że fiasko pierwszej ekspedycji zatrzymało Franklina w bezpiecznej Anglii? A może powstrzymała go umierająca na gruźlicę żona? Nic z tych rzeczy. Trzy lata po powrocie z Kanady wyrusza na kolejną wyprawę arktyczną – tym razem w dół najdłuższej kanadyjskiej rzeki Mackenzie. Celem jest zbadanie wybrzeża morza Beauforta. Lepiej przygotowana wyprawa tym razem odnosi sukces – Franklinowi udaje się wyrysować mapy blisko 600 mil wybrzeża i jest bliski odnalezienia owianego legendami przejścia łączącego Atlantyk z Pacyfikiem.

To właśnie ta wyprawa przynosi mu międzynarodową sławę. W rodzinnej Anglii otrzymuje tytuł szlachecki, złoty medal Paryskiego Towarzystwa Geograficznego i doktorat honorowy Oxfordu. Jak się domyślacie, nie jest to dobry powód, by porzucić podróże. W 1836 roku, wraz z nową żoną, wyrusza do Tasmani (wtedy zwaną jeszcze Ziemią Van Niemena), gdzie obejmuje stanowisko gubernatora. Australijskie klimaty najwyraźniej mu nie służą – jak się okazuje, Franklin niespecjalnie nadaje się do tej roli. Dlatego bez wahania, nie patrząc na swój wiek (ma wtedy 59 lat), podejmuje kolejne wyzwanie. Jak się wkrótce okaże, ostatnie.

Breaking Up of the Ice

"Breaking Up of the Ice" - fragment ilustracji z "The Illustrated London News", #394, 13.10.1849r.

W 1845 roku dwa wielkie statki HMS Erebus oraz HMS Terror wypływają z Anglii na poszukiwanie przejścia Północnego-Zachodniego. Na ich pokładzie znajduje się 24 oficerów, 110 członków załogi – wśród nich Franklin (dowódca ekspedycji), Francis Rawdon Moira Crozier (dowódca HMS Terror) oraz James Fitzjames (dowódca HMS Erebus). Na okrętach zgromadzono potężne zapasy żywności, które w teorii miały wystarczyć na ok. 5 lat. Statki wyposażono w olbrzymie silniki parowe (konieczne do przebijania się przez lód) i zapas węgla. Wtedy ostatni raz widziano je w Anglii.

Franklin i Crozier

Francis Crozier, John Franklin i James Fitzjames / "Gleason's Pictorial Drawing-Room Companion", 18.10.1851r.

Zagadkowa ekspedycja Franklina, podczas której zaginęli wszyscy jej uczestnicy, do dnia dzisiejszego rozpala umysły historyków. Mimo wielu wypraw, najpierw ratowniczych, później już tylko badawczych, nigdy nie poznano wszystkich szczegółów dramatu, który rozegrał się na uwięzionych w lodzie statkach. Bezsprzecznie wiadomo jedynie, że ludzie umierali na skutek niewyobrażalnego mrozu, szkorbutu, że brakło im jedzenia (większość puszek się zepsuła), że ołów, z którego między innymi zrobione były puszki, podstępnie ich zatruwał. Wiadomo też, że przynajmniej część załogi opuściła statki, aby szukać ratunku w pieszej przeprawie na południe. Odkryto, że nie wszyscy członkowie ekspedycji zmarli z przyczyn naturalnych - kości, które naukowcy odnaleźli na Wyspie Króla Williama, wyraźnie wskazują na przypadki kanibalizmu…

Dan Simmons postanowił przypomnieć czytelnikom dzieje tej tragicznej wyprawy. Opierając się na stercie źródeł, które skrupulatnie wyliczył w bibliografii Terroru, napisał grubą powieść, której głównym bohaterem jest wcześniej wspomniany dowódca HM Terror Fancis Crozier. Nie jest to jednak, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać, powieść stricte historyczna. Simmons napisał bowiem horror rozgrywający się ponad 170 lat temu w arktycznym piekle.

Trzymam oto w ręku blisko sześćsetstronicowe tomiszcze formatu plus minus B5, złożone niewielką czcionką. Na oko ponad pół kilo żywej wagi. Bez jakiegokolwiek wahania napiszę, że jest to po prostu REWELACYJNA powieść przygodowo-historyczno-fantastyczna, jedna z najlepszych, jakie miałem okazję czytać. Simmons napisał książkę, od której po prostu nie byłem w stanie się oderwać przez dwa, na szczęście wolne od pracy, dni. Czytałem od rana do wieczora, z przerwą na sen i jedzenie. Kompletne mistrzostwo! A potem wskoczyłem na Internet i na własne oczy sprawdziłem (między innymi), jak wyglądała odręczna notatka zostawiona przez Croziera w kopcu na Wyspie Króla Williama. Sposób, w jaki Simmons połączył wątki fantastyczne z historią marynarzy, którzy utknęli wśród lodów u brzegu Wyspy Króla Williama, zapiera dech w piersiach. Nie mniejszy podziw budzi warsztat autora – nie tylko perfekcyjna znajomość faktów historycznych, ale również warsztat stricte literacki. Wydarzenia poznajemy okiem nie tylko Croziera, ale również szarych członków załogi. Mamy tu do czynienia z narracją pierwszoosobową, trzecioosobową, listami, dziennikami, retrospekcjami… Autor zastosował cały wachlarz technik, dzięki któremu przerażony grubością powieści czytelnik nie ma prawa się nudzić. A gdy przewraca ostatnią stronę żałuje, że to koniec.

Cutting of the Ice

"Cutting of the Ice" - ilustracja z "The Illustrated London News", #394, 13.10.1849r.

Terror to nie tylko ciekawa fabuła i zręczny warsztat autora. W powieści roi się od świetnie skonstruowanych postaci, dialogów, wreszcie scen, które kopią w najczulsze miejsca czytelnika. Przykładzik? Zabawa sylwestrowa na zamarzniętym morzu. Kompletne oderwanie od rzeczywistości, metafizyczne dekoracje i kostiumy, symbolika… Warto wspomnieć również o zręczności, z jaką Simmons wplótł w Terror mitologię inuicką. Ostatnie rozdziały powieści to właściwie wyprawa do świata wierzeń i kultury Eskimosów.

Jako że to horror co się zowie, nie brakuje tutaj krwi, trupów, przerażających wydarzeń. Nie po raz kolejny okazuje się jednak, że największe zło wcale nie tkwi w czynnikach nadprzyrodzonych (to taki skrót myślowy, coby nie zdradzać zbyt wiele), ale w samych ludziach. Największe potwory drzemią w nas samych i tylko czekają na odpowiednie warunki, aby wymknąć się spod kontroli. Zagrożenie życia, głód, chroby, zimo – to idealny egzamin na człowieczeństwo. Nie wszyscy go zdadzą, niestety.

Jestem bliski uznania Terroru za jedną z najlepszych książek, jakie przyszło mi w życiu przeczytać. Nie mam pojęcia, jak wygląda powieść idealna, jestem jednak pewny, że Simmonsowi niewiele brakuje do ideału. Kapitalne tłumaczenie Janusza Ochaba i wzorowa redakcja tekstu (gwoli ścisłości, nie obyło się bez kilku literówek) gwarantują przyjemność płynącą z lektury. Co tu dużo mówić - Wydawnictwo Rzeczpospolita S.A. wykonało kawał solidnej roboty.

"The discovery of two skeletons in a boat at the Boat Place", Harper's Weekly, październik 1859

Washington Post określił Terror mianem wybuchowej mieszanki realizmu historycznego, powieści gotyckiej i starożytnej mitologii. Z czystym sumieniem podpisuję się pod tymi słowami. I polecam gorąco.

_____________

* - The Smugglers - NORTH-WEST PASSAGE, tłumaczenie oryginalnej szanty Stana Rogersa
Wszystkie ilustracje to fragmenty obrazków drukowanych w wymienionych w podpisach gazetach. Oryginalne pliki pochodzą ze zbiorów Russella A. Pottera i z internetowych archiwów. ■

Poprzednia recenzja„Robimy rewolucję”
Następna recenzja„A nad nim szumiał gaj”
4 komentarze
ast
Wysłano 20 grudnia 2008 o 13:20

no cholera. Narobiłeś apetytu :)

Zeke
Wysłano 06 stycznia 2009 o 23:39

Jestem na świeżo po przeczytaniu "Terroru" i muszę przyznać, że warto było poświęcić na niego te kilka wieczorów. Polecam

simons
Wysłano 13 listopada 2009 o 18:04

przeczytałem i naprawdę polecam, wciąga od początku do samego końca

Marek
Wysłano 08 czerwca 2010 o 10:14

Podpisuje się pod tym artykułem rękami i nogami :) jestem mniej więcej w połowie powieści. Gorąco polecam dla wszystkich miłośników powieści przygodowych ....

Marek

Dodaj komentarz

Twój email nie zostanie opublikowany. Pola wymagane zaznaczyłem gwiazdką (*).

Klikając [WYŚLIJ] zgadzasz się na opublikowanie wysłanego komentarza. Komentarze są moderowane. Nie zgadzasz się z tym, co czytasz - ok, ale nie bądź niegrzeczny i nikogo nie obrażaj. Jak to mówił klasyk: chamstwa nie zniese.

Poprzednia recenzja„Robimy rewolucję”
Następna recenzja„A nad nim szumiał gaj”