Ciemna strona Szmidta

Na mój recenzencki warsztat trafia kolejna antologia opowiadań. To prawdziwa okazja dla tych czytelników, którzy fantastykę czytają okazjonalnie, nie zawracając sobie głowy magazynami dostępnymi w kioskach. Dla prawdziwych fanów gatunku "Ostatni zjazd przed Litwą" - swego rodzaju the best of Szmidt - to niestety kolejne danie odgrzewane.

Recenzja: Ostatni zjazd przed Litwą, Robert J. Szmidt

Wszystkie zamieszczone w zbiorku opowiadania ukazały się wcześniej w magazynie Science Fiction, którego redaktorem naczelnym jest... Robert J. Szmidt. Czyli że co? - możecie zapytać. - Kolejny grafoman promuje się kosztem własnej gazetki, wciskając ludziom swoje marne wypociny? Nic bardziej błędnego. Sami powiedzcie: jaki normalny człowiek, żyjący z wydawania fantastyki, strzelałby sobie w kolano puszczając słabe teksty, których nikt nie che czytać? Skoro wydaje je u siebie, obok zarówno debiutantów, jak i tuzów polskiego światka fantastycznego, znaczy: coś musi być na rzeczy. I jest, moi drodzy. Nazwisko Szmidt na okładce Science Fiction, zapowiadające nowe opowiadanie NURSa w środku, zwykle gwarantowało mi, że nie zmarnuję kasy na numer.

Wiąże się z tym niestety jedyny spory mankament Ostatniego zjazdu...: znakomitą większość opowiadań znałem wcześniej. Nie ma tu ani pół całkowicie nowego opowiadania, przygotowanego chociażby z okazji wydania takiego debestof. Co w zamian? Pięć zimnych kotletów. Na szczęście, po odgrzaniu, ciągle całkiem niezłych. Nie jest to może jakaś przełomowa fantastyka, kopiąca po jajach i zwalająca z nóg, ale nie można jej odmówić uroku i niezłych pomysłów. Oba te czynniki okazały się wystarczające, abym zdecydował się wydać 28 złotych na ten niewielki w sumie zbiorek. Odgrzewamy? Jasne, że tak.

Cicha Góra

Inspirowane Silent Hillem opowiadanie grozy, po którym zaczniecie z pewną obawą patrzeć na wskaźnik poziomu paliwa w samochodzie. Szczególnie, jeśli zacznie mrugać pomarańczowo, a wy właśnie będziecie jechać w nieznanej okolicy we mgle. Jedno z lepszych opowiadań w zbiorku - strasznie klimatyczne, miejscami brutalne, oparte na ciekawym pomyśle. Piąteczka.

// "Science Fiction" nr 6/2001

Ciemna strona księżyca

Inspirowane historią o X-Menach opowiadanie sf. Źli mutanci kontra dobrzy homo sapiens. Ale czy aby na pewno ci dobrzy są dobrzy? Ciekawa historia i bohater, którego da się polubić. W tle wojna nuklearna, podróże kosmiczne i kolonizacja Księżyca. Czwóreczka.

// "Science Fiction" nr 5/2001

Mrok nad Tokyoramą

Inspirowane kulturą samurajów opowiadanie sf o zemście. Kolejny tekst, który wyróżnia się w zbiorku. Mamy tutaj prawdziwie krwawy sport (szachy w wersji hardcore), zawodników, którzy na życzenie mistrzów umierają na oczach setek tysięcy ludzi i japoński kodeks honorowy. Wszystko zgrabnie zmieszane i podane jako niezwykle smakowita historia. Szóstka!

// "Science Fiction" nr 15/2002

Ostatni zjazd przed Litwą

Polska nie poddaje się nigdy! Breslau rulez! Świat poprzecinany n-pasmowymi autostradami, supernowoczesne tiry z zawrotną prędkością mknące przez kontynenty i człowiek, którego zadaniem jest odstawić pustą ciężarówkę w ściśle określone miejsce. Jednym słowem: przekręt. Na globalną skalę. Kolejne dobrze zbudowane i wciągające opowiadanie w wykonaniu Szmidta. Piątka.

// "Science Fiction" nr 38/2004

Polowanie na jednorożca

Rzecz o pewnym telepacie, specjalnej tajnej jednostce rządowej i „jednorożcu”. Już za samą początkową scenę w kościele dałbym szóstkę... Skończy się jednak co najwyżej na piątce, bo dalsza część opowiadania nie dorównuje początkowi. Mimo tego tekst jest ciekawy i wciąga tam, gdzie wciągać powinien.

// "Science Fiction" nr 50/2005

***

Jak widzicie, Ostatni zjazd przed Litwą to kolejna antologia rodem z Fabryki Słów, w której brakuje tekstów słabych. Szmidt potrafi tworzyć wciągające fabuły i ciekawych bohaterów - są to po prostu dobre opowiadania bez specjalnego zadęcia, bez prawienia kazań i moralizatorstwa, bez specjalnej finezji językowej i silenia się na kwiecisty język. Dużo tu zapożyczeń z popkultury - fascynacja autora komiksami, grami komputerowymi i filmami jest czytelna. W efekcie każdy, kto zdecyduje się na zakup Ostatniego zjazdu.. otrzymuje czystą rozrywkę spod znaku science-fiction. Przecież o to właśnie chodzi, czyż nie? ■

Poprzednia recenzja„Balsam dla duszy”
Następna recenzja„Szamańskie bajanie”
0 komentarzy
Dodaj komentarz

Twój email nie zostanie opublikowany. Pola wymagane zaznaczyłem gwiazdką (*).

Klikając [WYŚLIJ] zgadzasz się na opublikowanie wysłanego komentarza. Komentarze są moderowane. Nie zgadzasz się z tym, co czytasz - ok, ale nie bądź niegrzeczny i nikogo nie obrażaj. Jak to mówił klasyk: chamstwa nie zniese.

Poprzednia recenzja„Balsam dla duszy”
Następna recenzja„Szamańskie bajanie”