Grzędowicz rządzi i basta!

Dzieje się coś dziwnego. Od czasu do czasu potrzebuję sobie ulżyć i w ramach recenzji zrównać wypociny jakiegoś grafomana z poziomem gruntu. Ostatnio z pewnym zdziwieniem konstatuję, że nie za bardzo mam na co psioczyć.

Recenzja: Księga jesiennych demonów, Jarosław Grzędowicz

Analizując moje ostatnie recenzje można wręcz odnieść wrażenie, że zachwalam bez pamięci. Nie powiem, można wyciągnąć takie wnioski. To naprawdę nie jest moja wina! Książki, które ostatnio trafiają w moje łapy po prostu nie nadają się do opluwania. Efekt jest taki, że robię się coraz bardziej nerwowy - mój image zimnego, cynicznego recenzenta szlag właśnie trafia.

Niestety, niniejsza recenzja niczego nie zmieni. Z przykrością zawiadamiam, że zbiór opowiadań Grzędowicza wgniata w ziemię i miażdży.

Jarka Grzędowicza pamiętam ze stron śp. Fenixa. Fenix zaś był to miesięcznik fantastyczny o praktycznym, kieszonkowym formacie, wydawany w latach dziewięćdziesiątych minionego wieku. Jedyna licząca się konkurencja Nowej Fantastyki, przez wielu uznawany z najlepsze ówczesne pismo traktujące o fantastyce. Lekturę każdego numeru rozpoczynałem od wstępniaka redakcyjnego, którego autorem był szef Fenixa - tak, tak - Grzędowicz. Kiedy więc na okładce książki zobaczyłem jego nazwisko, nie wahałem się ani chwili. Przed wysupłaniem pieniążków nie przeszkodziło mi nawet nazwa wydawnictwa, którą nauczyłem się rozpoznawać po okładce: Fabryka Słów.

Tutaj mała dygresja na temat Fabryki Słów. Obecne od 2001 roku na polskim rynku wydawnictwo obrało sobie za cel wydawanie powieści i opowiadań polskich pisarzy fantastycznych. Robiło to jednak tak niechlujnie, że aż przykro się robi na samą myśl. Piękne okładki książek (tego akurat nie można Fabryce zarzucić) zawierały może i ciekawą treść, ale podaną w beznadziejny sposób. Na mojej półeczce stoi sobie do dzisiaj pierwsza wydana przez Fabrykę książeczka, tj. "Kroniki Jakuba Wędrowcza" imć Pilipiuka. Drodzy państwo, roi się w niej od wszelkiego rodzaju błędów redakcyjnych, błędów składu, a nawet - o zgrozo! - błędów ortograficznych! A wszystko to za niebagatelną kwotę dwudziestu siedmiu złotych! Aby nie było wątpliwości - to nie jest odosobniony przypadek! Podobnie było z "Czekając w ciemności" Siedlara, trochę lepiej w Wilczym Gnieździe Komudy. Jednym słowem: Fabryka miała u mnie przechlapane. Nie pomogło nawet drugie, poprawione wydanie Wędrowcza, bo przecież pieniędzy nikt mi nie zwrócił. Moi drodzy! Z przyjemnością donoszę, że Księga Jesiennych Demonów wydana jest wzorowo! Czyżby Fabryka wreszcie nauczyła się, że nie warto oszczędzać na korekcie i redakcji oraz zadbać o poprawny skład wydawanych książek? Mam nadzieję.

Niezależnie od kwestii technicznych, wszystkie wymienione powieści i zbiorek opowiadań polecam gorąco każdemu. Siedlara ze względu na specyficzny klimat i świetną stylizację językową, Komudę za powrót do Sienkiewicza i stylizację językową (podziwiam gościa, naprawdę!) a Pilipiuka - no coż, za ujmującego starucha, niepoprawnego pijaka samogonu, człowieka w gumofilcach, wiejskiego egzorcystę - Panie i Panowie - za Jakuba Wędrowcza.

Ale przecież nie o tym miałem pisać.

Wzorowo wydana Księga Jesiennych Demonów to zbiór pięciu... no, właściwie to sześciu opowiadań. Na okładce napisano, że tak demonicznych i mrocznych opowiadań nie przeczytasz w żadnej innej książce. Ot, takie niewinne kłamstewko, bo te opowiadania wcale nie są demoniczne! Wydawca sugeruje również, że po przeczytaniu Księgi... mogę bać się wyjść z domu po zachodzie słońca, co jest kolejną nieprawdą, bo twórczości Grzędowicza po prostu daleko do horroru. Co to w takim razie jest? Magia, moi drodzy. Nastrój. Groza. Niesamowitość. I nieprawdopodobny wręcz kunszt językowy autora.

ilustracje: Dominik Broniek, Fabryka słów

Grafika na podstawie ilustracji © Dominik Broniek, Fabryka Słów

Co ciekawe, samej fabule opowiadań zwartych w zbiorku nie można zarzucić ani zbytniej oryginalności ani powalającej na kolana puenty. Otwierający zbiorek Prolog stanowi całość z Epilogiem i jest sprytną, chociaż odrobinkę sztuczną, metodą na wstawienie pozostałych opowiadań. Bohaterem historii jest wyjątkowy pechowiec, któremu w ciągu jednego dnia na głowę wali się cały świat. Całkowitym przypadkiem trafia do sklepiku tajemniczego maga, który obiecuje pomóc nieszczęśnikowi. Wcześniej jednak opowiada mu nieprawdopodobne wręcz historie.

Klub Absolutnej Karty Kredytowej to zdecydowanie jedno z najlepszych opowiadań w zbiorku. Nie chcę i nie będę zdradzać wam szczegółów fabuły, powiem tylko, że opowiadanie ma niebywale fantastyczny deszczowy klimat. Mojej oceny nie zmieni nawet fakt, że końcówka opowiadania jest enigmatyczna chyba ponad miarę.

Opowieść terapeuty to historia, w której pierwsze skrzypce grają psycholog i jego nietypowy pacjent. Ponownie rewelacyjny klimat i fantastyczne stadium człowieka, którego świat z każdym dniem jest coraz mniej logiczny.

Wiedźma i wilk to pouczająca historia, z której wynika, że na wyhodowaniu wilkołaka sprawa się nie kończy. Piorun pomoże znaleźć Ci odpowiedź na nurtujące pytanie: dlaczego żona/dziewczyna już Cię nie kocha? Czarne motyle ostrzegą zaś przed zbytnią ufnością w ludzi, którzy wyrzucają swoje telefony komórkowe do jeziora.

I już. Niby takie nic, co? Nic bardziej mylnego! O wyjątkowości Księgi Jesiennych Demonów nie świadczy fabuła opowiadań, ale mistrzostwo językowe autora. Przez te historie po prostu się płynie. Z pełną odpowiedzialnością polecam zbiorek każdemu, kto oczekuje od literatury czegoś więcej niż tylko taniej rozrywki. Grzędowicz wgniata w ziemię i miażdży. Dla mnie jest to - zdecydowanie i bezsprzecznie - najlepszy zbiorek opowiadań grozy polskiego autora, z jakim miałem przyjemność zetknąć się w 2004 roku.

Po prostu: polecam gorąco. ■

Poprzednia recenzja„Inne okręty”
Następna recenzja„Wyrosło w lesie drzewo potężne...”
2 komentarze
Rita Saghen
Wysłano 21 czerwca 2008 o 20:29

Fantastyczne opowiadania Grzędowicza są tak prawdziwe, że kiedy po lekturze "Księgi" zobaczy się czarnego motyla, strach zaczyna kiełkować gdzieś na dnie czaszki i w trzewiach... Jakoś tak strach iść do lasu w ciemną noc... Inaczej się patrzy na ludzi i, mimo bliżej nieokreślonego lęku, chce się wiedzieć, kim naprawdę są...
Autor w cudowny sposób wciąga nas w swój świat, gdzie dobrowolnie i z niekłamaną rozkoszą chcemy pozostać.
Fajna sprawa też, że bohaterowie jednej książki pojawiają się w innej :D O ile się nie mylę, Melania z opowiadania "Wiedźma i wilk" została wspomniana przez inna wiedźmę w Świecie Pomiędzy. Bardzo lubię takie rozwiązania, bo dodają bohaterom prawdziwości.

Geniusz tego Pana jest niekwestionowany, a jego nazwisko jest marką samą w sobie. Co tu dużo mówić? Do księgarni, ludziska!!! :D

bert
Wysłano 24 czerwca 2008 o 22:08

Ta lepka atmosfera niesamowitości... brrrr... i ten początkowy klimat w Klubie Absolutnej Karty Kredytowej... on to jakoś robi, ale jak? :)

Ciekawa sprawa z tą Melanią. Książki czytałem w sporym odstępie czasowym, na pewno nie zwróciłem uwagi na taki szczegół.

Dodaj komentarz

Twój email nie zostanie opublikowany. Pola wymagane zaznaczyłem gwiazdką (*).

Klikając [WYŚLIJ] zgadzasz się na opublikowanie wysłanego komentarza. Komentarze są moderowane. Nie zgadzasz się z tym, co czytasz - ok, ale nie bądź niegrzeczny i nikogo nie obrażaj. Jak to mówił klasyk: chamstwa nie zniese.

Poprzednia recenzja„Inne okręty”
Następna recenzja„Wyrosło w lesie drzewo potężne...”