Eksperyment "Piwnica"

Jaki jest najlepszy sposób, aby poznać drugiego człowieka? Jak najlepiej go zrozumieć i odkryć, kim jest naprawdę? Szczera rozmowa? Opinie znajomych? Osiągnięcia? Pewno tak, jednak jedyny, blisko stuprocentowo skuteczny sposób to bezpośredni kontakt, rozumiany jako ciągłe przebywanie razem i wspólne uczestnictwo w codziennym zmaganiu z rzeczywistością.

Recenzja: Bunkier, Guy Burt

Zwykle proces poznawania jest stosunkowo powolny, są jednak sposoby, aby go znacząco przyspieszyć. Ot, chociażby mnożąc sytuacje, które postrzegane są jako nietypowe czy - potocznie mówiąc - trudne. Nie bez przyczyny pozornie udane związki po ślubie zamieniają się w przedsionek piekła. Dlatego też współpracownicy wyjeżdżają na wyjazdy integracyjne, koledzy na wspólne szkolne eskapady, a pewna piątka dorastających dzieciaków schodzi do piwnicy.

Uściślijmy: piwnica, do której schodzą bohaterowie powieści Guya Burta, jest mocno nietypowa, bo drzwi pozwalające ją opuścić znajdują się bliżej sufitu, niż podłogi. Jednym słowem, bez drabinki sznurowej nie da się wejść ani wyjść, tak więc zabawa zapowiada się wyśmienicie. Założenia są proste: trzy dni w zamknięciu i obserwacja własnych oraz cudzych reakcji. W zamierzeniu ma to być zarówno doskonały żart, sposób na lepsze poznanie przyjaciół, jak i swego rodzaju eksperyment z rzeczywistością. Rodzice myślą, że dzieci wyjechały na klasową wycieczkę, nauczyciele, że zostały w domu. Prawdę zna tylko jeden młody człowiek: Martin. Nastolatek, który zaplanował całą zabawę, który zamknął piątkę przyjaciół w bunkrze, zabrał ze sobą drabinkę sznurową i obiecał wrócić po trzech dniach. Tyle tylko, że nie wrócił.

Ostatnimi czasy niezwykle popularne stają się doświadczenia na ludziach. Ekstremalne warunki i sytuacje, w których umieszcza się bohaterów tych swoistych igrzysk, mają w zamyśle ukazać prawdziwą naturę ludzką. Począwszy od żerujących na najniższych instynktach programów typu BigBrother, a skończywszy na ambitnych dziełach filmowych (niemiecki Eksperyment), przez ekrany przewijają się twarze dręczonych i dręczycieli. Oto doskonała pożywka dla wszelkiego rodzaju psychologów i socjologów. Zoo, w jakie zamienia się sceneria zmagań bohaterów - zmagań z losem, z własnymi ograniczeniami i strachem, wreszcie z innymi ludźmi - i ich przemiana w zwierzęta, to prawdziwa kopalnia obserwacji, prowadząca do zaiste zaskakujących konkluzji. Obserwatorzy widowiska w najbardziej prozaicznym jego wymiarze mają zapewnioną dobrą zabawę na długie godziny, naukowcy zaś - nieoceniony materiał do badań nad ludzką psychiką. Nasz bohater - Martin, nastoletni reżyser wydarzeń w Bunkrze, to prawdziwy eksperymentator. Niestety, całkowicie szalony.

Guy Burt narratorem swojej niezwykłej powieści uczynił jedną z bohaterek nietypowego eksperymentu Martina - Liz. Wraz z nią w bunkrze znaleźli się dwaj chłopcy - Mike i Geoff, oraz dwie dziewczyny: Alex i Frankie. Najnormalniejsze na świecie nastolatki, które pobyt w piwnicy szkoły zmierzają wykorzystać przede wszystkim na picie mocniejszych trunków z dala od czujnych oczu rodziców, niekończące się rozmowy oraz dobrą zabawę. I początkowo tak właśnie jest. Nieoczekiwanie scenariusz wydarzeń ulega dramatycznej zmianie - młodzi ludzie zostają uwięzieni w podziemiach szkoły. Kończy się jedzenie, kończy się woda. Wraz z nimi kończy się cierpliwość bohaterów, spokój i logiczne myślenie, a zaczyna walka o przeżycie.

Czy osiemnastolatek może opowiedzieć interesującą historię? Jak najbardziej. Guy Burt - bo o nim mowa - udowadnia, że opowiadać potrafi ciekawie, w zaskakująco intrygujący sposób. Bunkier to przejmująca opowieść Liz z perspektywy czasu, to trzecioosobowa narracja z wydarzeń w piwnicy (praktycznie same dialogi), to wreszcie fragmenty nagrań prosto z kaset magnetofonowych. A wszystko ciekawie zmiksowane i wyśmienicie podane, bowiem Burt nie tylko intrygująco opowiada, ale i robi to technicznie dobrze. W efekcie Bunkier czyta się wyśmienicie.

Co odróżnia powieść Guya Burta od innych dzieł tego rodzaju? Już wam mówię: ostatnie dziewięć stron powieści. Zakończenie wywraca do góry nogami wszystko, co misternie budowaliśmy w czasie lektury. Bez obaw, nic więcej wam nie zdradzę.

Książka Guya Burta zasługuje na pochwałę z jeszcze jednego powodu: jest świetnie wydana. Kieszonkowy format to idealnie rozwiązanie dla tej niespełna dwustustronicowej powieści. Brawo Książnica!

A jeśli zapytacie, czy warto sięgnąć po Bunkier, odpowiem: oczywiście. Relatywnie niska cena powinna być dodatkowym atutem. Gorąco zachęcam do lektury tej niezwykłej książki.

PS. Na podstawie książki powstał film o takim samym tytule. Nie, nie widziałem. ■

Poprzednia recenzja„De natura daemonum”
Następna recenzja„Magun kontratakuje”
4 komentarze
Rita Saghen
Wysłano 21 czerwca 2008 o 21:16

Ciężko dostać tę książkę :( zdaje się, że już jej nie drukują...
Nie wiesz może, gdzie można byłoby ją kupić?

bert
Wysłano 24 czerwca 2008 o 22:11

Hmmm, nie mam pojęcia, niestety. W bibliotece próbowałaś szukać?

Jak się nie uda, napisz do mnie maila. Podeślę :)

Justynka
Wysłano 30 czerwca 2008 o 11:01

W empiku jest dostępna :)

marta
Wysłano 10 października 2008 o 16:16

Film bardzo odbiega od książki. Posiada zupełnie inne przesłanie, ale mimo to polecam.

Dodaj komentarz

Twój email nie zostanie opublikowany. Pola wymagane zaznaczyłem gwiazdką (*).

Klikając [WYŚLIJ] zgadzasz się na opublikowanie wysłanego komentarza. Komentarze są moderowane. Nie zgadzasz się z tym, co czytasz - ok, ale nie bądź niegrzeczny i nikogo nie obrażaj. Jak to mówił klasyk: chamstwa nie zniese.

Poprzednia recenzja„De natura daemonum”
Następna recenzja„Magun kontratakuje”