Cztery razy King

Cztery krótkie powieści, zamknięte w grubym, niebieskim tomiszczu. 800 stron gęsto zadrukowanej przyjemności. Tak, tak, lekturę książek Kinga każdy wielbiciel historii z dreszczykiem uzna za przyjemność. Z małymi wyjątkami, wszystko, co wychodzi spod pióra amerykańskiego mistrza grozy to rzeczy absolutnie magiczne.

Recenzja: Czwarta po północy, Stephen King

Jako się rzekło, Czwarta po północy to cztery historie, wydane oryginalnie w 1990 roku. Co najmniej dwie opowieści zostały sfilmowane (Langoliery i Sekretne Okno), wszystkie zaś cieszą się uznaniem czytelników. Zobaczmy, czym straszy nas King tym razem.

„Langoliery”

To miał być najzwyklejszy, całkowicie rutynowy lot. Kapitan Brian Engle, inaczej niż zwykle, tym razem siedział na miejscu pasażera. Kiedy samolot wystartował, zmęczenie wzięło górę i pilot zasnął. Kiedy się obudził, na pokładzie zaszły pewne subtelne zmiany… Brakowało większości pasażerów, załoga zniknęła. Trzeba wam wiedzieć, że nie był to ani jedyny, ani najważniejszy problem tych, którzy pozostali.

King oparł swoją historię na intrygującym pomyśle dotyczącym natury czasu. U podstaw koncepcji, którą poznamy w Langolierach leży pytanie: jak wygląda przeszłość? Jak wygląda świat, w którym czas przestał płynąć? Bo czas, według Kinga, trwa tu i teraz i unosi nas – razem z rzeczywistością – w przyszłość. W przeszłości czas nie płynie, nie ma tam istot żywych, zostaje tylko bezduszne otoczenie. Zostaje… ale czy na długo?

Świetna historia, mocno trzymająca w napięciu.

„Tajemnicze okno, tajemniczy ogród”

Ukradłeś pan mojom opowieść” – cztery słowa, których żaden pisarz nie chciałby usłyszeć nigdy w życiu. Morton Rainey usłyszał je na progu własnego domu. Domu na amerykańskiej głuszy, w którym miał odpocząć po rozstaniu z żoną. Tajemniczy John Spluwa, który oskarżył Raineya o plagiat, daje mu trzy dni na odszukanie oryginalnego maszynopisu. Zadanie nie będzie proste, tym bardziej, że życie Mortona z każdą godziną zaczyna coraz bardziej przypominać koszmar.

King w wyśmienitej formie. Małe, zapyziałe miasteczko w stanach i samotny człowiek, który boryka się z absurdalnym - jak mu się wydaje - problemem.

„Policjant Biblioteczny”

Horror pełną gębą. Sam Peebles na gwałt potrzebował przemowy na Wieczór Mówcy. Na gwałt potrzebował dobrej książki z fajnymi cytatami. Skąd wziąć taką książkę? Z biblioteki oczywiście. „Grzeczni chłopcy i dziewczynki oddają swoje książki w terminie!”. A co się dzieje z tymi, którzy tego nie robią? Na niepokornych czeka Policjant Biblioteczny…

Gęsta atmosfera grozy, klimat rodem z To

„Polaroidowy Pies”

Polaroidowy Pies jest opowieścią o aparatach fotograficznych i fotografach. O zepsutych aparatach fotograficznych, gwoli ścisłości. Chociaż to nie do końca prawda, bo przecież ten konkretny polaroid robi zdjęcia. Psa. Wielkiego, groźnego psa z zębiskami jak sztylety. Psa, który chce się uwolnić ze swojego obrazkowego świata…

***

O sile powieści Kinga stanowi kreacja bohaterów oraz klimat. Czytelnik nie raz i nie dwa odnieść może wrażenie, że Kinga bardziej interesuje portretowanie mieszkańców opisywanych miasteczek, niż prowadzenie głównego wątku fabularnego. Skutkiem takiego podejścia do pisarstwa jest oczywiście ilość stron, które przypadają na jedną historię. Czwarta po północy to tomiszcze grubości cegłówki, co oczywiście oznacza, że autor i tutaj wiele uwagi poświęca temu, co wielbiciele jego twórczości lubią najbardziej. Groza u Kinga zwykle rodzi się gdzieś nieopodal, a u podstaw nawet najbardziej niesamowitych historii leżą trywialne wydarzenia. Autor pozwala nam śledzić przemianę psychologiczną bohaterów, którzy muszą poradzić sobie ze światem, który nagle zwariował. Zwariował i chce ich zabić. Jeśli chcą przeżyć, muszą odkryć w sobie siłę i nie tylko pokonać potwora, który czai się za ścianą, ale również zwalczyć potwory we własnej głowie.

Lekturę zdecydowanie uprzyjemnia fakt, że bohaterowie opowieści Kinga nie zawsze wygrywają…

Na osobną uwagę zasługują relacje między bohaterami, które King buduje wyjątkowo realistycznie. Bez dwóch zdań pisarz jest świetnym obserwatorem i psychologiem. W Langolierach mamy do czynienia z grupą ludzi o całkowicie odmiennych charakterach, nagle lądujących w nienormalnej rzeczywistości. Wyłażą z nich ukryte lęki, pojawia się panika, szaleństwo, jedni współpracują, inni współpracy odmawiają… Obserwacja stosunków panujących w tej grupie dostarcza przyjemności porównywalnej z poznawianiem fabuły minipowieści. Genialne.

Co ciekawe, jeśli miałbym ustawić te cztery historie w kolejności od najlepszej do najsłabszej, byłaby to dokładnie taka sama kolejność, w jakiej zostały zamieszczone w Czwartej po Północy. Nie oznacza to oczywiście, że ostatnia jest marna, ale – trzeba to podkreślić – wypada blado na tle pozostałej trójki. Po prostu są tu trzy dobre minipowieści i jedna słabsza - wszystkie poprzedzone krótkim wprowadzeniem autora.

Chyba jedyną poważną wadą książki jest jej cena. Warto jednak wysupłać te blisko 50 złotych, choćby ze względu na Langoliery – klasyczną już i kultową minipowieść. A jeśli książka się wam nie spodoba, zawsze możecie ją podarować swojej lubej. Świetnie nadaje się jako podręczna broń obronna – sprytnie ukryta w damskiej torebce może ewentualnemu agresorowi wyrządzić całkiem sporą krzywdę ;) ■

Poprzednia recenzja„Wybraniec: Reaktywacja”
Następna recenzja„Witamy w Świecie Pomiędzy”
1 komentarz
kararuta
Wysłano 13 lutego 2012 o 18:54

Moja przygoda z Kingiem zaczęła się całkiem niedawno, całkiem przypadkowo od lektury "Chudszy". Wahałam się, czy nie sięgnąć po więcej...ta recenzja rozwiała wątpliwości.

Dodaj komentarz

Twój email nie zostanie opublikowany. Pola wymagane zaznaczyłem gwiazdką (*).

Klikając [WYŚLIJ] zgadzasz się na opublikowanie wysłanego komentarza. Komentarze są moderowane. Nie zgadzasz się z tym, co czytasz - ok, ale nie bądź niegrzeczny i nikogo nie obrażaj. Jak to mówił klasyk: chamstwa nie zniese.

Poprzednia recenzja„Wybraniec: Reaktywacja”
Następna recenzja„Witamy w Świecie Pomiędzy”