Kac w Zaświecie

Od Chwościka zalatywało wczorajszym mlekiem. Wiadomy znak, że prywatny detektyw znów pił na umór. Zresztą wystarczyło jedno spojrzenie w nieprzytomne jeszcze oczka, żeby stwierdzić, że Raymond Chwościk ma potwornego kaca.

Recenzja: Martwe dziwki idą do nieba, Donat Szyller

Byłem na to przygotowany. W pobliskim sklepie za ciężkie obole kupiłem butelczynę wyborowego, dwuipółprocentowego mleka, którą teraz zachęcająco prezentowałem zaspanemu diabłu. Wpuści, czy nie wpuści? Oto jest pytanie. Mleko w butelce zachęcająco chlupotało. Wreszcie udało mu się skoncentrować wzrok.
— Pan jesteś ten dziennikarzyna z Ziemi, jak rozumiem. Zapraszam do środka.
Odnotowałem, że patrzył na butelkę.
Chwościk odsunął się od drzwi biura i zaprosił mnie gestem, który przy odrobinie dobrej woli mógłbym nawet uznać za przyjacielski. Wręczyłem mu prezent.
— Nie trzeba było… — powiedział nieszczerze, ściągając kapsel.
Wlał w siebie litr mleka. Nieprzytomnie oczy wreszcie nabrały życia.

Niewielkie, ciemne biuro, ewidentnie spełniające funkcję jadalni, sypialni i pewno z tysiąca innych, nie wyglądało zbyt przytulnie. Nawet gdyby uprzątnąć wszystkie puste butelki po mleku, nie byłoby lepiej. Gdzieś w tle grało radio – akurat puszczali tegoroczny przebój zaświatowy o chwytliwym tytule „Złoty pierścionek” w wykonaniu niejakiego Saurona. Chwościk zrzucił stertę starych gazet ze stołka na ziemię, rozsiadł się po drugiej stronie biurka i zachrypniętym głosem powiedział:
— Proszę usiąść, panie Bert. Co pana do mnie sprowadza?
Usiadłem posłusznie. Nieczęsto rozmawiałem z diabłem, wolałem nie ryzykować.
— Panie Chwościk…
— Raymond po prostu.
— Dobrze, Raymond. Nie wiem, czy wiesz, ale w naszym świecie stałeś się ostatnio dosyć… hmmm… popularny. Niejaki Donat Szyller opisał Twoje przygody…
Chwościk mi przerwał.
— To wszystko to nieprawdy, pomówienia i stek bzdur! Panie, czy ja wyglądam na jakiegoś uzależnionego od mleka pijaka?
Zrozumiałem, że detektyw czytał.
— No, czy ja wyglądam? Spokojnie detektywowi nie dają pożyć, ludzie się ze mnie śmieją, cholera. Pan wie, jaką ten Szyller mi tu krzywdę wyrządził, panie?
— Ale… ale jak to? Przeciez on napisał świetną, pełną humoru, gagów…
— Panie, ja to wszystko wiem. Ta książka może rzeczywiście jest taka dobra, jak o niej mówią. Tylko, panie, niech sobie pan wyobrazi, co ja czuję, kiedy klienci do mnie przyłażą.
— ?
— No przyjmę takie zlecenie, jedno z drugim, jadę do klienta, a on mi każe o przygodach opowiadać, wyciąga jakieś kartki na autografy dla połowy swojej rodziny, pyta, czy jego sprawa trafi do kolejnej książki tego tam Donata. No, panie, przecież tak się pracować nie da! Stąd, rozumiesz pan, muszę moją sromotę w mleku topić…
Diabeł pociągnał z butelki. Rozumiałem.
— Nawet inspektor Kotek, ten stary drań, nawet cholerny porucznik O’Brian, panie, się ze mnie śmieją. Że już nie wspomnę o tym żałosnym pismaku Bobo Lichowlazło. Co on tam powypisywał w tym brukowcu, w tym całym „Czytadle o Poranku”! Nawet sobie to tu gdzieś zostawiłem, o!
Diabeł zerwał się z zza biurka i podniósł jedną z gazet, które wcześniej zrzucił z okupowanego przez mnie stołka.
— Czytaj pan!
Przeczytałem.

PIJ MLEKO – BĘDZIESZ MIAŁ KACA
Jak donoszą nasi dobrze poinformowani informatorzy, ziemskie wydawnictwo Supernowa wydało powieść niezwykle obiecującego debiutanta Donata Szyllera, której jednym z bohaterów - prócz niżej podpisanego - został nasz dobry znajomy, detektyw Raymond Chwościk. Zaświat do tej pory pamięta jego spektakularne sukcesy w walce z przestępczością. Tym razem jednak, oprócz suchych faktów, możemy poznać diabła, czarta trzeciej kategorii, od strony, od której najmniej byście się spodziewali. Otóż nasz detektyw to zapijaczony ochlaptus…

Diabeł wyrwał mi gazetę z ręki.
— Widzisz pan? Widzisz, co za bzdety ten zafajdany Lichowlazło powypisywał? Byłbym mu panie nogi z … — DRYŃŃŃ — …yrywał, ale sk… — DRYŃŃŃ — …syn gdzieś się zaszył.
Monolog zdenerwowanego Chwościka przerwał natarczywy dzwonek telefonu. Diabeł najpierw złapał kilka oddechów, potem szczupakiem rzucił się w stronę aparatu. Chwilę później, gdy już otrząsnął się z zamroczenia po zderzeniu z szafą, drżącą ręką sięgnął po słuchawkę.
— Potrzebuję pańskiej pomocy. Spotkajmy się za pół godziny w knajpie „Sen konduktora”.
Telefon stał blisko, dobrze słyszałem niewieści głos po drugiej stronie słuchawki. Diabeł nie zdążył otworzyć ust, kiedy połączenie zostało przerwane.
— Jakbym to już kiedyś gdzieś słyszał… — mruknął Chwościk do siebie, po czym popatrzył na mnie.
— Panie Bert, wiem, że obiecałem panu ekskluzywny wywiad. Niestety, jak pan widzisz, obowiązki wzywają. Dama w opresji nie może przecież czekać. Wiem też, że zamierza pan napisać o powieści Szyllera na łamach tego pańskiego portalu, czy jak to tam zwiecie. Ostrzegam pana…
Przełknąłem ślinę.
— Nie to, żebym panu zabraniał, wie pan… ale niech to pan ujmie jakoś tak… no nie wiem, sam pan wie. Jak już mówiłem, muszę znikać. Żegnam pana.
Cóż było robić? Uścisnęliśmy sobie dłonie i opuściłem biuro Chwościka. Może następnym razem się uda…

* * *

„Martwe dziwki idą do nieba” to pełen humoru i nawiązań do otaczającej nas rzeczywistości, książek oraz filmów zbiór sześciu opowiadań, które każdy wielbiciel fantastyki powinien poznać. Powinien poznać, ale niekoniecznie się nimi zachwyci. Dlaczego? Ano dlatego, że Szyller czasami przesadza – bywa, że nagromadzenie potencjalnie śmiesznych elementów przekracza zdolność ich przyjmowania, a sama fabuła staje się pretekstem do zaserwowania kolejnych gagów.

Więc tak: na plus bohaterowie, których można polubić. Chwościk, Kotek, Lichowlazło to naprawdę sympatyczni faceci. Na pewno przyjdzie wam uśmiechnąć się nie raz i nie dwa od ucha do ucha. A jednak… a jednak czegoś tej książce brakuje. Odłożycie książkę na półkę i kiedy znajomi zapytają: „słuchaj, nie znasz czegoś dobrego do poczytania?”, będziecie mieli problem, żeby z pełną odpowiedzialnością wcisnąć im „Martwe dziwki...”. Może chodzi o to, że tej książki nie czyta się płynnie, czasami drażnią zbyt krótkie, urywane zdania? Może chodzi o to, że pomysły nie zwalają z nóg? Może o to, że słowo „rewelacyjna” nie pasuje do twórczości Szyllera?

W Zaświecie drzemie spory, niewykorzystany do końca przez autora potencjał. Pozostaje po prostu wrażenie, że „Martwe dziwki…” mogłyby być czymś więcej niż kupką czasami na siłę montowanych żartów. Mimo wszystko to po prostu przyjemna, lekka, pratchettopodobna lektura do autobusu czy pociągu. Miejscami naprawdę bardzo śmieszna.

Wspomnieć jeszcze należy o nierównym poziomie opowiadań. Jeśli miałbym wskazać dwa najlepsze teksty, byłyby to Wieje znad Innsmouth oraz Dopóki śmierć nas nie połączy.

Czy warto? Nie jest łatwo odpowiedzieć na takie pytanie. Tym razem wszystko zależy od tego, czego od książki oczekujecie. Jeśli szukacie przyjemnej, niezbyt forsownej umysłowo rozrywki, jeśli chcecie odpocząć od rzeczywistości i po prostu się pośmiać, polecam. Jednak marzenia o rzucających na kolana pomysłach, błyskotliwej fabule czy mistrzostwie językowym można porzucić na starcie. Zbiór opowiadań Szyllera to po prostu jednorazowa dawka humoru do zaaplikowania w wolnej chwili. ■

Następna recenzja„Historia vs fantastyka”
1 komentarz
Stary_Zgred
Wysłano 28 lutego 2011 o 10:51

Doskonała książka na dojazdy komunikacją miejską do pracy. Forma oddzielnych historii sprzyja szybkiemu pochłanianiu kolejnych fragmentów. Radosne rechoty z gagów nieuniknione. I tylko szkoda, że książka po jednokrotnym przeczytaniu wyląduje na półce, gdzie będzie się kurzyć, zanim ktoś jej łaskawie do biblioteki nie odniesie. Podczas zapoznawania się z jej treścią wgryzałam się jednocześnie w "Nocnego obserwatora" Olega Diwowa, który również rozwija temat zjawisk nadprzyrodzonych, a i humoru w nim niemało. Z przykrością muszę stwierdzić ze Rosjanin wygrywa w cuglach. Co nie znaczy, że Szyllera skreślam. To po prostu zawodnik innej, niżej ligi.

Dodaj komentarz

Twój email nie zostanie opublikowany. Pola wymagane zaznaczyłem gwiazdką (*).

Klikając [WYŚLIJ] zgadzasz się na opublikowanie wysłanego komentarza. Komentarze są moderowane. Nie zgadzasz się z tym, co czytasz - ok, ale nie bądź niegrzeczny i nikogo nie obrażaj. Jak to mówił klasyk: chamstwa nie zniese.

Następna recenzja„Historia vs fantastyka”